Strona główna | Mapa serwisu | English version
 
Parafia Pasynki
Narodzenia Św.Jana Chrzciciela

adres:
17-100 Bielsk Podlaski
w. Pasynki  
tel.: (0 85) 731-05-21


 

 

 

 

 

Parafia w Pasynkach
Historia > Sekcja 1

W Pasynkach, wsi oddalonej dwanaście kilometrów od Bielska Podlaskiego, pozostała tylko prawosławna parafia. Trzydzieści lat wcześniej zlikwidowano tu gminną i gromadzką radę narodową, potem przychodnię, bibliotekę, kółko rolnicze, klub i pocztę. A pięć lat temu zamknięto szkołę, a raczej przeniesiono jeszcze na trzy lata do pobliskiej Krzywej, by już w nowym tysiącleciu wozić dzieci z Pasynek, Łoknicy, Miękiszów, Krzywej czy ze Szczytów do Augustowa, wsi położonej po drugiej stronie Bielska. Bo tam były dla nich miejsca. Teraz wiele dzieci pokonuje dziennie po 50 kilometrów w drodze do szkoły i z powrotem. Dwie trzecie bielskiej gminy, czyli wszystkie tereny leżące na wschód od Bielska Podlaskiego, są pozbawione jakiejkolwiek szkoły. 50 lat temu w gminie Pasynki szkoły otwierano. Pierwszą, z 1848 r., nazwano sielskoje uczyliszcze, czyli szkoła wiejska. I chociaż podlegała ona ministerstwu oświecenia publicznego, jej rozwojowi sprzyjał o. Andrzej Kostycewicz, którego dobrze utrzymany grób z marmurowym pomnikiem zobaczymy obok pasynkowskiej cerkwi. Po niespełna 40 latach przyszedł czas na szkoły cerkiewne, zwane szkołami gramoty. Rosły one jak grzyby po deszczu - w Pasynkach, Zubowie, Knorozach, Ogrodnikach, Pilipkach, Treszczotkach, Łoknicy, Sakach i Miękiszach. W każdej uczyło się od 20 do 70 chłopskich dzieci. Szkoły stanowiły także centra kulturalne. Wiejskim dzieciom, również dziewczętom, cerkiewno-parafialne placówki ułatwiły dostęp do kultury słowa pisanego, dały możliwość awansu społecznego - podsumowują w książce "Pasynki i okolice", wydanej w ubiegłym roku, o. Grzegorz Sosna i Doroteusz Fionik. Stało się to głównie dzięki temu - zdaniem autorów - że pasynkowska parafia, poczynając od przyjścia o. Adama Kostycewicza w 1826 roku, miała szczęście do światłych duchownych. O. Bazyli Kostycewicz, wnuk Adama, utworzył szkoły gramoty we wszystkich miejscowościach parafii, organizował też je poza parafią, pełniąc pod koniec XIX wieku obowiązki wizytatora tych szkół w powiecie bielskim. Jego następca o. Włodzimierz Romanowski też włożył wiele trudu w szerzenie oświaty na wsi. Epoka ojców Kostycewiczów, całej dynastii wybitnych duchownych - jak nazywa ją Doroteusz Fionik - trwała w Pasynkach nieprzerwanie 80 lat, do 1906 roku, a pomijając późniejsze przerwy - ponad sto lat. To za ich czasów i za ich sprawą chłopskie dzieci mogły powszechnie chodzić do szkoły, ale również w ich epoce nastąpił powrót unitów do prawosławia. W 1826 roku o. Adam Kostycewicz trafia do Pasynek. To on, a nie paroch w Bielsku, zostaje bielskim dziekanem. Ważne, by dostojny był błahoczynny, a nie miejsce jego urzędu. O. Adam studia ukończył w Wilnie. Tam poznał wileńską elitę, m.in. młodszego od siebie Józefa Siemaszkę, późniejszego biskupa unickiego, następnie prawosławnego biskupa i metropolitę, który stał się główną postacią w ruchu przechodzenia unitów na prawosławie. Na Bielszczyźnie o. Adam kontynuował dzieło metropolity Siemaszki - można powiedzieć miękkiego prowadzenia unitów do wiary ich przodków. Gdzie indziej, przy stosowaniu restrykcyjnych metod, na przykład na południowym Podlasiu, proces owocował masowym przechodzeniem unitów na katolicyzm.
O. Andrzej Kostycewicz przyszedł do Pasynek w 1849 roku. Przyszedł z Żyrowic, gdzie uczył greki, po śmierci swego ojca. Tu dał się poznać jako wybitny kaznodzieja, duszpasterz, nauczyciel, gospodarz i lekarz. To on sprzyjał rozwojowi pierwszej szkoły w parafii, założył sad ze szlachetnymi odmianami drzew owocowych, wzór dla innych chłopów i uczynił krok rewolucyjny - ocenia Doroteusz Fionik - w 1861 roku zwolnił chłopów z obowiązku odrabiania pańszczyzny na rzecz parafii. Tym aktem wyprzedził epokę. Do o. Andrzeja ciągnęli chorzy z połowy bielskiego
powiatu.
Syn o. Andrzeja, Bazyli Kostycewicz, wrócił do Pasynek jako absolwent filologii słowiańskiej Uniwersytetu w Wilnie. Przyjął święcenia kapłańskie. Za jego czasów spłonęła stara cerkiew. Wybudował nową, która stoi obecnie. Był znany z wielkiej dyscypliny i porządku i z tego, że był ojcem Jarosława - założyciela białoruskiego liceum w Bielsku Podlaskim i jego wieloletniego dyrektora i nauczyciela. W 1906 r. odszedł z Pasynek na stanowisko kierownika cerkiewno-nauczycielskiej szkoły w Trześciance.
Duch monasterski wniósł po nim do Pasynek o. Włodzimierz Romanowski, który przyszedł tu z krasnostockiego monasteru. Założył on bractwo św. Jana Chrzciciela. Dwa razy z jego inicjatywy bractwo posyłało pozdrowienia carowi Mikołajowi II z okazji jego imienin. I dwa razy otrzymało własnoręcznie pisane przez imperatora podziękowanie. Bractwo wśród swoich honorowych członków miało biskupów eparchii grodzieńskiej, orenburskiej i uralskiej oraz
proboszcza katedralnej cerkwi w Wilnie. Od ostatniego otrzymało w darze siedem pudów (115 kg) książek. Bractwo zajmowało się także pracą charytatywną. Epokę wybitnych pasynkowskich duszpasterzy przerywa bieżeństwo.Na 38 parafii prawosławnych w powiecie bielskim władze sanacyjne pozwoliły jedynie na funkcjonowanie jedenastu.
Wprawdzie pasynkowska znalazła się wśród tych jedenastu "dozwolonych", ale władze usilnie starały się ją zlikwidować, pod pretekstem że nie wrócił z bieżeństwa o. Włodzimierz Romanowski. W 1923 r. pasynkowskich wiernych rozrzucono między parafie bielską Preczystienską, czyżewską i klejnicką.
Cerkiew w Pasynkach była zaniedbana, budynki parafialne spłonęły w czasie bieżeństwa. Ludzie byli biedni, ale nie ustawali w zabiegach o duchownego. W 1928 r. przybył pierwszy po przerwie duchowny o. Izydor (hieromnich), który rok później udał się do Ziemi Świętej. Po nim przyszedł o. Dymitr Doroszkiewicz. Jemu miejscowi komuniści zaczęli rzucać kłody pod nogi. Odszedł po trzech latach. Niebawem wrócił. W pamięci zapisał się jako polonofil. Służył do 1941 r.
Wiek XIX był bardzo stabilny dla pasynkowskiej parafii. Dwudziesty przyniósł już sporo zamętu. Największy nastąpił w latach 1970-1972.
   W książce "Pasynki i okolice" czytamy, że ludzie dalecy od Cerkwi pod pozorem troski o jej dobro wprowadzili wiele zamieszania. To za ich sprawą w ciągu dwóch lat zmieniło się ponad dwudziestu duchownych. Rozpalone głowy zdołał ostudzić dopiero o. Jonasz Gołub, który przybył tu z monasteru na Grabarce. Wprowadził ducha pokuty.
   Tamten okres wspomina Wiera Michalczuk z Łoknicy: - Oj, cierpiałam ja, jak oni ganiali batiuszków. Proponowałam duchownym: "Chodźcie do nas, nocujcie w Łoknicy, u nas ludzie nie skomunizowani. W bieżeństwie też nie byli. Tylko do Puszczy dojechali i zawrócili". Dopiero o. Jonasz wniósł do parafii spokój. Nikogo się nie bał. Milicjanci stukali do niego w nocy, stawał przed nimi bosy, gotów na wszystko. Mówił, że będzie się modlił za wrogów na tamtym świecie. Ci, co batiuszkou ganiali, wszyscy poumierali przed czasem, z różnych przyczyn. Jeden, co gwizdał w cerkwi, jeszcze teraz mocno się męczy. Wiera Michalczuk jeździ do cerkwi rowerem, zimą też. Mieszka razem z mężem Aleksandrem. Syn, jedyny, wojskowy lekarz, wybrał Olsztyn i żonę Ukrainkę.
   - Dla mnie wszyscy batiuszkowie są dobrzy - podsumowuje - ale ten, którego teraz mamy, jest wyjątkowy. Możemy przejść przez całą wieś, wszyscy powiedzą to samo. On wszystko widzi, jakby miał oczy z przodu i z boku. "Wierzbę wam zetnę - proponuje - bo zaraz krzyż wywali, cementu przywiozę i ogrodzenie naprawię wokół krzyża". My co dzień koło krzyża przechodzimy i nic nie widzimy.
   - Kiedyś stoimy w cerkwi, a przez dziurę w dachu widać klon, pod nogami podłoga się rusza. Teraz cerkiew odremontowana. A jak batiuszka prosi o ofiary, każdy stara się pomóc. Ogłosił choćby, że na pozłocenie Ewangelii zbiera. Trzeba było szybko biec, żeby zdążyć z ofiarą przed innymi.
   Od sześciu lat proboszczem pasynkowskiej parafii jest ojciec Eugeniusz Suszcz. Przed nim był o. Aleksander Surel, który rozpoczął najważniejsze dzieło ostatnich dziesięcioleci - remont.

Pielgrzymki
   - Przed wojną ludzie udawali się na pielgrzymki do Poczajowa - mówi. - W 1936 r. wyruszył z Bielska do ławry cały pociąg połomników zebranych z okolicznych parafii. Byli i tacy, którzy chodzili do Poczajowa pieszo.
   Najpierw batiuszka opowiedział o Poczajowie, pokazał slajdy. W grudniu 1996 r. wyruszyło z pasynkowskiej parafii do ławry 40 osób. W kwietniu następnego roku znów 40 pielgrzymów pojechało do Brześcia. A już po miesiącu autokar wypełniony pielgrzymami zmierzał do Kijowa. W sierpniu pasynkowscy parafianie przyjmowali u siebie pielgrzymów idących na Świętą Górę Grabarkę. Potem była pielgrzymka do Żyrowic. Tam zostawili 650 dolarów na potrzeby żyrowickiego seminarium.
Już przy pierwszych pielgrzymkach pasynkowianie poznali mniszki z Gródka na Ukrainie. Zaprosili je do siebie. Przyjeżdża, głównie w sezonie truskawkowym, po 8 - 10 mniszek. Tu są wielkie plantacje truskawek. Zbierają je. Zarabiają pieniądze na monaster. Wieczorami śpiewają cerkiewne pieśni, rozmawiają z ludźmi, potem przysyłają kartki z życzeniami i podziękowaniami.
   - Ludzie bardzo zmieniają się pod ich wpływem - komentuje batiuszka.
Dzieci na obozach
   Siedem obozów dla dzieci biednych, z rodzin alkoholików czy innych tzw. dysfunkcyjnych z terenu całej bielskiej gminy zorganizowała pasynkowska parafia w 1998 r. Przez pięć lat dzieci wyruszały do Warszawy i mieszkały w budynku seminarium prawosławnego. O. Eugeniusz był ich duchowym opiekunem. W ostatnich latach odpoczywały w Jacznie, na Grabarce. W tym roku pojadą do Warszawy lub nad morze.
   - Trudno z tymi dziećmi pracować - mówi o. Eugeniusz. - One jakby skazują siebie na przegraną. Dyskoteka, lody, spanie to są ich priorytety. I poczucie, że pomoc im się należy. Najtrudniejsze staje się wyrwanie ich z marazmu, duchowego również.
   Potem te dzieci zaprasza na choinkę do szkoły w Augustowie i przygotowuje dla nich 130-140 paczek.
   - Bez Andrzeja Lipskiego nie mógłbym zorganizować ani obozów, ani paczek - mówi batiuszka z Pasynek.
Po remoncie
   Cerkiew jest po remoncie. Zmieniono w niej dach, okna, podwaliny, wiele drewnianych bali w ścianach, podłogę.
   Niezwykle precyzyjną i kosztowną pracą okazała się renowacja i pozłacanie ikonostasu i kiotów. W ikonostasie wymieniono 70 procent drewnianych elementów. Ze ścian trzeba było zdjąć wiele warstw farby, dochodzących nawet do dwóch centymetrów grubości, a potem pokryć je wizerunkami świętych i scen biblijnych, utrzymanych w dziewiętnastowiecznym charakterze, czyli w stylu cerkwi. Gruntownemu remontowi poddano mur opasujący cerkiew wraz z bramą. Wokół zasadzono drzewa.
   7 lipca na św. Jana Chrzciciela będą wyświęcone trzy nowe dzwony, wykonane w ludwisarni Felczyńskich w Przemyślu.
   - Parafianie są bardzo przychylni wszystkiemu co robimy - mówi o. Eugeniusz Suszcz.
   Parafian ojciec Eugeniusz ma teraz mniej niż ośmiuset, dwadzieścia lat temu było ich ponad tysiąc czterystu.



To jest stopka